piątek, 19 listopada 2010

Bez pyty

Zrobiłam rekonesans w szoplandii, chociaż się zarzekałam, że okres przepuszczania pieniędzy na coś tak ulotnego jak kolejny sweter (bo kiecek nie kupuję ze względu na przyrost masy ciała i łudzenie się że jeszcze nadejdzie ten dzień, w którym dopnę się w 90% swoich ciuchów odłożonych "na potem"...chociaż coraz częściej myślę coby je opchnąć, po prostu, zanim zeżrą je mole albo jeden mól) bezpowrotnie minął że się wyszalałam i koniec kropka i gdyby nie K., który telefonem z oznajmieniem,że "właśnie zaczyna się ulica sezamkowa i robi śniadanie i żebym wracała " wyciągnął mnie z przymierzalni, w której siedziałam zakopana pod swetrami, spodniami itp, to bym wyszła z kilkoma rzeczami których pewnie nie założyłabym w najbliższym czasie lub wcale, za to zadowolona,że w końcu wydałam pieniądze. A tak to sobie wyszłam bez niczego za to z zamiarem urwania się z tej zapyziałej piwnicy do szoplandii number 2 gdzie jest tez sam szop i może chociaż jeden sweterek za 80 zeta sobie kupię jednak może co ...?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz