czwartek, 26 maja 2011

Pierwsze życzenia plus rycząca 30 - ka

Najpierw się przestraszył, a potem się popłakaliśmy. Nie, nie urodziłam. O piątej rano (poszliśmy zgodnie z grafikiem świąt późno spać po późnym powrocie z pracy) obudził mnie wakacyjny zestaw ulubionych dźwięków czyli tramwaj + gołębie na wydaniu. " To chyba żart" wrzasnęłam na tłuściocha który robił kupę ma mój parapet, ale to wcale nie poprawiło mi humoru, za to poprawiło gołębia gdyż pomyślał, że to zabawa i zaczął przeskakiwanie z balkonu sąsiada z psem na nasz parapet i tak do 6:56 gdy zdjęłam z siebie ręce M. i ruszyłam do łazienki na poranną toaletę.
Nie. Nie byłam zła. Ładnie ubrana i umalowana ruszyłam do cukierni po coś co M. nazwał tortem, ale była to babeczka z bitą śmietaną i orzechami, i kiosku gdzie nie mieli urodzinowych kartek ,ale to nic, narysowałam, co chciałam na kartce z banku, włożyłam do ładnej torebki w kolorach pomarańczowych, usłyszałam od ulubionej gospodyni,że mam mały brzuch, pomyślałam,że niedługo będzie tu mama z nami, radośnie pojechałam windana 6 piętro by trąbką przywitać M. "gdzie byłaś", "wszystkiego najlepszego ode mnie i Placka".

I tak oto zaczął się 40 tc. A ja już się nie martwię, tylko nie mogę doczekać.
"Wiesz,że za rok będziesz już obchodzić ten dzień?".
:))))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz