niedziela, 8 maja 2011

Rybka urodzinowa

Sernik upieczony. Jak sie komuś przypomni,że mam urodziny to kawałek się znajdzie,a jutro już nie bo zjedzą, a jak nie zjedzą to ja zjem, poprawia mi to zdecydowanie stan napięcia nerwowego przedwyjazdowego, biorąc pod uwagę,że nadal nie wiem dokąd pojadę, a jak już pojadę, to czy ja chcę to znieczulenie czy lepiej nie chcę, a jak nie chcę to co mnie czeka ......to pożeranie czegokolwiek od godziny 21ej do północy pozwala zapomnieć i skupić się na okropnym bólu żołądka kiedy sobie przypominam,że lepiej przestać bo placek nie ma i tak już gdzie się podziać. No więc zjem sernik tak jak Princessę w nocy o północy i lody bakaliowe, które to zakupiiśmy z okazji moich przedurodzin. A wyjątkowo zrobiłam się głodna o 23ej gdyż zostałam uprowadzona przez męża w dzikie rejony kaszubskiej przyrody do wyglądającej jak speluna ogromnej knajpy pomalowanej na pistacjowo ,przed którą były zaparkowane samochody za kilkaset tysięcy, no i nasz, znaczy mężowy, z psem w środku, bo zabieramy ją ze sobą, gdyż nam jej żal. No i tam wysiadłam i mówię,że średnio to wygląda - mąż,że tak owszem,ale w środku kryje się tajemnica. Popatrzyłam sobie tu i tam, nic ciekawego, tyle,że ładnie pachnie no i sie okazało, że pachniało i zjadłam najpyszniejszy na świecie łosoś na makaronie ze szpinakiem oraz solę w cieście francuskim, która to mąż mi dokładał do talerza, bo wie,że ja tak lubię z dwóch , i do tego były słodkie kalafiorki. Podobno, jak mąz poinformował, same hodowane przez właścicieli. A potem powiedział, w odpowiedzi na moje marudzenie, "że raz na jakiś czas możemy sobie pozwolić". A ja wiem,że to nie raz na jakiś czas i pewnie znowu niedługo tam pojadę z mężem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz