poniedziałek, 9 lipca 2012

Siedzenie i wakacje z dzieckiem

No i wykupili wszystkie wózki, które wrzuciłam w obserwowane i miałam zamiar się zdecydować na jeden. To był czwartek, MM wrócił z komisariatu, cichy jak nigdy, poszliśmy na zakupy weekendowe, nadal cicho nie licząc mojego marudzenia, że co to będzie i skąd się biorą tacy ludzie.....
"Chcesz jechać do Dz. na domek?" "Chcę" "Ok,to zadzwonię,że jutro Was podrzucę"
Zanim zadzwonił miałam spakowane pół torby, drugie pół dopakowałam popijając piwko i szperając w aukcjach. Sama w domu, bo ten i jego tamten wydzwaniali.....

Mój pierwszy urlop sama z dzieckiem i reszta świata, zaczął się w aucie następnego ranka, kiedy marudziłam,że nie zabrałam sto=roju do opalania, chociaż szalał burza i wariowały pioruny. Siedziałam z zakrytymi oczami "oby tylko dojechać" ,dziecko zasypiało, grad lał się na szybę...."O zobacz piorun strzelił, dobrze ,że nie na prawo się połamało".....

Na miejscu odetchnęłam z ulgą, burza minęła. Dali mi gofry, wzięli na spacer, zabrali na molo. Dziecko szczęśliwe ,wariuje w basenie, ja wariuje, bo wszędzie roi się od niebezpieczeństw, dziur, wyrw, kamieni, głazów, desek i bramek które dziecko próbuje staranować. Dziecko zjada kamienie, muchy, paproszki mniejsze i duże. Gdy po dwóch dniach wraca MM, z ulgą nareszcie SIADAM. I siedzę. Siedzę. A potem wstaję, bo od siedzenia się dziwnie czuję.....Wyciągam kamienie z ust dziecka, pozwalam mu na grzebanie w misce z drożdżówką kolegi, pozwalam na łażenie po deszczu w skarpetkach. Pozwalam sobie na chwilę niepatrzenia,niekontrolowania, bo przecież jesteśmy w ogrodzie a tu ani drzew ani dziur.....i za chwilę wyciągam mokre dziecko z baseniku do którego mały pływak wskoczył w dresach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz